graphic Forum Opisywać świat Strona Główna  


Na nowej drodze życia... Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
 Forum Opisywać świat Strona Główna -> Z szuflady  
Autor Wiadomość
 PostWysłany: Wto 22:33, 09 Sty 2007 

Adolescente
Rozmowny


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Na nowej drodze życia...

To jest właśnie to opowiadanie, do którego jestem przywiązana... A raczej jego kontynuacja. Blog pierwotnie był pamiętnikiem w pierwszej osobie, jeszcze uczennicy Hogwartu. Był tak beznadziejny i wiał chłamem na kilometr, że po ponad roku skończyłam z nim. Jednak nie umiałam się pożegnać z bohaterką... To jest kontynuacja w trzeciej osobie, o życiu mojej bohaterki poza szkołą. No i nie tylko jej Wink. I tak wieje chłamem...

Części póki co, są trzy.
Daje jedną.
Jak będziecie chcieli, dam dalej.
Teraz czekam, aż wróci wena na to opowiadanie...

A jeśli chodzi o HP i świat według Rowling...
Wybaczcie, ale póki co, jeszcze nie umiem pisać o czymś innym.

Na życzenie Isis.


Dwudziesty lipca był zwykłym dniem dla wielu ludzi, ale nie dla pewnej dziewczyny zamieszkującej Marina Parade dziewiętnaście. Otóż obchodziła ona dzisiaj swoje osiemnaste urodziny. Zamiast wyprawić przyjęcie, wolała pobyć sama w ten szczególny dzień. Siedziała na parapecie i wpatrywała się w krajobraz za oknem. Położyła czoło na zimnej szybie, po której spływały krople deszczu, jedna po drugiej, które tańczyły swój zaczarowany taniec. Przykryła niebieskie oczy powiekami i cicho westchnęła. Podkurczyła nogi i oparła głowę na kolanach. Dała się ponieść wspomnieniom. Całe siedem lat w Hogwarcie – siedem lat smutków i radości. Ilu tam ludzi poznała... Emilie, Charlie, Severus, Lucjusz, Bellatrix, Narcyza, Natalie... Pamiętała też o Serenie, Lily, Jamesie, Syriuszu, Remusie, Peterze, Andromedzie, Danielu... Właśnie, Daniel. Już od bardzo dawna nie dawał żadnego znaku życia. Nie złożył jej życzeń, a wiedział, że ma tego dnia urodziny. Może o mnie zapomniał? Tyle czasu się nie widzieliśmy... A co, jeśli znalazł sobie kogoś innego? – takie myśli chodziły po głowie dziewczyny. Spojrzała na swoje biurko. Leżały tam kartki z życzeniami od Sereny, Severusa, Matta, wujostwa, a nawet od Huncwotów, Lily i Dorcas. Jej jednak brakowało życzeń od tego jedynego. Przeniosła wzrok na szalejącą burzę za oknem. Wraz z pojawieniem się błyskawicy spłynęła samotna łza po policzku jubilatki.

Tymczasem po opustoszałych ulicach Brighton spacerowała samotna postać, otulona szczelnie płaszczem. Wiatr wiał jej w oczy, a deszcz sprawił, że przemokła. Szła Madeira Drive rozglądając się wokoło. Ustała przy skrzyżowaniu i spojrzała na metalową tabliczkę. Postać skręciła w Marina Parade i spoglądała na numery domów.
- Jedenaście, trzynaście... Jeszcze kawałek drogi. Piętnaście, siedemnaście... To już blisko. Dziewiętnaście, to chyba tu. – pomyślała, po czym przeszła przez drewnianą bramkę i już kroczyła kamienną ścieżką wprost do dębowych drzwi z pozłacaną klamką. Postać nacisnęła dzwonek i poczekała moment. Po chwili otworzyła je niska kobieta w średnim wieku z długimi blond włosami, które gdzieniegdzie posiadały siwe pasemka, i z niebieskimi oczami, ukrytymi za prostokątnymi okularami. Uśmiechnęła się przyjacielsko do przybysza.
- Dzień dobry. Czy tutaj mieszka Camilie Horden? – spod peleryny wydobył się męski głos.
- Tak, proszę wejść do środka. Zaraz ją zawołam. – rzekła pani domu i gestem zaprosiła chłopaka do środka. Ten z wyraźną ulgą wszedł do pomieszczenia.

Drzwi do pokoju czarnowłosej otworzyły się i weszła jej uśmiechnięta ciocia.
- Camilie, chodź na dół. Ktoś do ciebie przyszedł. – powiedziała uradowana czymś, a niebieskooka zdziwiła się. Przecież na dworze jest burza, a kto normalny wybiera się w odwiedziny w taką pogodę?
- Kto? – spytała się.
- Nie wiem. Nie znam za wielu twoich znajomych, więc zejdź i sama zobacz. – rzekła, po czym wyszła. Solenizantka wstała, otarła łzę, a potem opuściła swój pokój. Już na schodach próbowała odgadnąć kim jest ta tajemnicza postać opatulona ciemnym płaszczem. Niestety nie udało jej się. Stanęła przed nią i nie wiedziała co robić. Chciała się spytać kim jest, ale doszła do wniosku, że wyjdzie na idiotkę. Jednak nie musiała się długo męczyć, bo chłopak zdjął kaptur i ujawnił swoją tożsamość. Poznała te ciemnobrązowe włosy, ciemne oczy, nos, usta... Po policzkach popłynęły jej łzy wzruszenia. Rzuciła mu się na szyję, niezważając na to, że jest cały mokry. Teraz nie liczyło się dla niej nic. Nie chciała stracić tej chwili. Myślała, że to sen i bała się obudzić. Chłopak nie wiedział co zrobić, ale w końcu objął ją i wtulił się w jej rozpuszczone, czarne włosy. Tak długo czekał, aż ją ujrzy, a gdy to się stało, nie wiedział co robić. Mimo to był najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Dłonią odgarnął jej kosmyk włosów za ucho.
- Wszystkiego najlepszego. – szepnął cicho. Dziewczyna odsunęła się i spojrzała mu w oczy.
- Pamiętałeś... – powiedziała tak cicho, że tylko on mógł to usłyszeć. Uśmiechnęła się do niego.
- A jak mógłbym zapomnieć? Nawet mam dla ciebie prezent. Weź płaszcz i idziemy.
- Nigdzie nie idziesz! Jesteś cały mokry, będziesz chory. Musisz się wysuszyć, a na dworze jest burza. Na razie zostajesz tutaj.
- Ale... – chciał coś powiedzieć, ale czarnowłosa położyła palec na jego ustach. Chwilę się im przyglądała i najwyraźniej o czymś myślała, ale w końcu dała sobie z tym spokój.
- Jeszcze nie teraz. – pomyślała. Chłopak przyglądał się każdemu jej ruchowi. Musiał przyznać, że pociągała go. Na pewno nie każdemu, by się podobała, bo ludzie posiadają różne gusta, ale miała to „coś”, co sprawiało, że przyciągała go do siebie. Ona mogłaby powiedzieć o nim dokładnie to samo. Wtuliła się w ukochanego i zamknęła oczy. W końcu czuła jego bliskość, dotyk, zapach... Nie chciała przerywać tej chwili, o nie. Tak długo na nią czekała, ale wiadomo... Wszystko co dobre, szybko się kończy.
- Cami... – powiedział brunet.
- Hmm? – mruknęła. W odpowiedzi chłopak wskazał coś, a raczej kogoś głową. Niebieskooka odwróciła się i ujrzała uśmiechniętego szatyna opartego o framugę i ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.
- Może byś tak pomogła gościowi się osuszyć? Ty też byś mogła... – rzekł Matt patrząc na swoją mokrą siostrę.
- Tak, też racja... Daniel, rozbierz się. – powiedziała. Bułgar spojrzał się na nią dziwnie, a niebieskooki zaśmiał się.
- Ona ma na myśli, że masz zdjąć płaszcz i buty. Sami sobie poradzicie, nie? Tylko zejdźcie zaraz na obiad. – oznajmił szatyn i wszedł do kuchni, a Daniel i Camilie poszli na piętro. Dziewczyna dała mu ręczniki usiadła obok niego na łóżku.
- Kto to był? – spytał się wycierając włosy ręcznikiem.
- To był Matt, mój brat, a ta kobieta to moja ciocia.
- Aha... – rzekł chłopak. Chwilę później zeszli już do kuchni na obiad.

- Gdzie my idziemy? – spytała się czarnowłosa.
- Zobaczysz. Będziemy musieli się teleportować.
- Teleportować? Ale gdzie?
- Mówiłem, że zobaczysz.
- Jak mam się teleportować, gdy nie wiem gdzie?
- Złapiesz się mnie i teleportujemy się razem. – odpowiedział. Więcej pytań już nie zadawała. Szli w milczeniu, gdy wreszcie doszli do opustoszałej uliczki.
- Złap się mnie. – rzekł.
- Jakbym nie wiedziała. – prychnęła niebieskooka i złapała mocno rękę Daniela. Chwilę potem ścisnęła ją mocniej, bo wyślizgiwała się. Nim się obejrzała, już byli w jakimś lesie. Zakołysała się lekko i przez przypadek wpadła na drzewo.
- Nienawidzę teleportacji... – powiedziała masując obolałe czoło. Brunet się zaśmiał.
- Nie przesadzaj! Aż tak źle było? Chodź, idziemy. – oznajmił, a potem ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Camilie podbiegła do niego i próbowała dorównać mu tempa.
- Po co my tu... – niestety nie było dane jej skończyć.
- Nie zadawaj pytań, proszę.
Nic już więcej nie mówiła. Rozglądała się wokoło i podziwiała okolicę.Chociaż... Wszędzie były tylko drzewa, więc na co tu patrzeć? Mimo to, krajobraz miał swój urok. Jednak najpiękniejsze miała za chwilę zobaczyć. Doszli do małego domku, otoczonego drewnianym płotkiem. Dziewczynie zaszkliły się łzy w oczach. Ten budynek przypominał jej swój dom, gdy mieszkała w nim ze swoimi rodzicami w dzieciństwie. Zdziwiła się, gdy Daniel przeszedł przez furtkę i podszedł do drzwi. Szybko do niego dołączyła. Zadzwonił dzwonkiem i wyciągnął klucz, a potem włożył go do zamka. Przekręcił i wszedł do środka. Czarnowłosa szła za nim i wszystko dokładnie oglądała. Brunet stanął przy drzwiach do jakiegoś pokoju.
- Ty wejdź pierwsza.
Otworzyła drzwi, ale zobaczyła tylko ciemność. Weszła do pomieszczenia i nagle poczuła czyjeś ręce na swoich oczach.
- Zgadnij kto. – usłyszała znajomy głos.
- Serena...?
- Wszystkiego najlepszego, przyjaciółko! – rzeczywiście, to była Serena. Odsłoniła jej oczy. Okazało się, że wszyscy się zmówili i zorganizowali małe przyjęcie – niespodziankę. Jednak największe wrażenie wywarło na niej ostatnie wydarzenie...

- Proszę wszystkich o ciszę! Chciałbym coś ogłosić! – Daniel stał na stoliku i próbował skupić na sobie uwagę wszystkich. W końcu udało mu się.
- Po pierwsze dziękuję za przybycie. Przynajmniej niespodzianka się udała, ale jest jeszcze jedna sprawa. – oznajmił i zeskoczył ze stolika. Podszedł do solenizantki, wziął jej dłoń w swoją i ukląkł przed nią.
- Cami... Chciałem się spytać... Wyjdziesz za mnie? – spytał się. Czarnowłosej łzy zaszkliły się w oczach, a głos zamarł z gardle.
- Ta-tak...
Chłopak uśmiechnął się i włożył pierścionek na jej palec. Dziewczyna przyglądała się tej czynności i nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Gdy Daniel wstał, rzuciła mu się na szyje i pocałowała go, a widownia zaczęła bić brawa. Ten dzień przeszedł do ich historii...


Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Sob 18:57, 13 Sty 2007 

Leilanii
Gaduła


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Zajeżdża chłamem?
Hm...
Ja bym raczej stwierdziła, ze "opowiadanie" jest takie cieplutkie jakby się wracało do domu. Smile

Znajome klimaty...

Ja bym cię poprosiła o więcej Smile


Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Sob 23:45, 13 Sty 2007 

Adolescente
Rozmowny


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Ojej, nie rozczulaj mnie Very Happy.
No dobra, to masz dwie dalej.
Więcej nie ma (mogą być błędy xP)


Dochodziła piąta rano. Mimo że słońce wyszło już zza horyzontu, nadal było ciemno, a w powietrzu unosiła się tajemnicza i gęsta mgła.
Większość ludzi spało smacznie w swoich łóżkach, będąc w krainie snów.
Jednak pewna kobieta nie mogła się pogrążyć we własnych marzeniach sennych. Stała oparta rękoma o parapet i patrzyła przez zamgloną szybę, lecz nic nie dostrzegała. Jej zaczerwienione i podkrążone oczy wskazywały na jej problemy z zasypianiem.
Na palcu u jej dłoni połyskiwała złota obrączka.
- „Imagine there’s no countries. It isn’t hard to do.”* – podśpiewywała cichutko pod nosem i nadal spoglądała nieobecnym wzrokiem w głąb mgły, która trwała już bardzo długo. – „Nothing to kill or die for. And no religion too.”*
Tak... Te słowa sprawiły, że czarnowłosa pogrążyła się w rozmyślaniach. Śmierć, wszędzie śmierć. Wystarczy przeczytać gazetę, włączyć radio, czy pójść do sklepu, by usłyszeć o krwawych mordach. Jednak nie ma, co się dziwić. W świecie czarodziejów trwała właśnie wielka wojna. Lord Voldemort spełnił swoje pragnienie i prowadził zaciętą walkę, będąc u szczytu władzy.
Ta sytuacja trwała już bardzo długo, ale dopiero teraz działy się najokropniejsze rzeczy. Masowe, obrzydliwe morderstwa dorosłych, dzieci, jak i niemowląt, wtargnięcia Śmierciożerców i ich Pana na rodzinne kolacje, urodziny, imieniny, śluby i inne święta oraz okazje, gdzie było dużo ludzi.
W zamku głośno przekręcił się klucz, klamka poruszyła się i drewniane drzwi otworzyły się z piskiem. Do domu wszedł wysoki mężczyzna w ciemnym płaszczu, którym był szczelnie zakryty. Zdjął go oraz buty, po czym wszedł do salonu. Miał nadzieję, że nikogo nie obudził, a jego żona wreszcie zasnęła po wielu bezsennych nocach. Błądził swoimi czarnymi oczyma po pokoju, a gdy jego spojrzenie padło na postać przy oknie, zawiódł się. Podszedł do niej, objął w pasie i oparł brodę o jej ramię. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, co, więc milczał.
- Z każdym dniem wracasz coraz później... – wyszeptała po chwili niebieskooka, ale nawet nie zaszczyciła męża spojrzeniem.
- Taka praca. Coraz więcej roboty. Przecież wiesz, że nie obijam się. Chyba to nie jest powód, że nie śpisz...? – spytał nieśmiało.
- I tak, i nie. Boję się... – rzekła i położyła dłoń na zimnej szybie. Opuszkami przejechała po niej i poczuła jej kojący nerwy chłód.
- Boisz się? Czego?
- Boję się straty bliskich mi osób. A jeśli On przyjdzie i będzie chciał mi was odebrać? W dodatku martwię się. Serena uciekła od Remusa, a to nie jest najlepsza pora na wymykanie się z domu i wałęsanie się po świecie...
- Ale to już dawno było.- wtrącił jej w słowo Daniel.
- Wiem i właśnie, dlatego się martwię. Nikt nie ma z nią kontaktu. Nie wiadomo, gdzie jest, co robi, jak się czuje. A jeśli ona... Jeśli ją dorwali... Och, Daniel! – głos jej się załamał. Wtuliła się w męża, a łzy same zaczęły spływać po jej policzkach. Ten głaskał ją po włosach i próbował uspokoić. Niestety nadaremnie.
- Słuchaj, Serena jest bardzo mądrą czarownicą. Tak łatwo jej nie dorwą...
- Więc ją dorwą?! – szatyn pojął, że źle sformułował. - Nawet najlepsi polegli...
- Ale nie Dumbledore, a ona przecież jest jego córką! – stwierdził brunet. Nie wiedział, co ma dalej mówić. Wierzył w swoje słowa, owszem, ale czuł, że jego żona nie, a on nie miał już sił jej tłumaczyć.
- Nie wszystkie córki dziedziczą moc, umiejętności i zamiłowania po ojcu, bo jak wyjaśnisz to, że nie chodzę teraz w czarnej pelerynie, z różdżką w ręku i nie zabijam ludzi? Mniejsza o to... Jeszcze Potterowie muszą się ukrywać przed Nim.
- Tak... – potwierdził jej słowa.
- Nigdy nie myślałam, że tak będzie wyglądać przyszłość.

- Wikuś, już cię tatuś ubrał?
- Jeszcze chwilkę, mamo! – odezwał się dziecięcy głosik z pokoju obok.
Czarnowłosa spojrzała na pierwszą stronę gazety.

TEN-KTÓREGO-IMIENIA-NIE-WOLNO-WYMAWIAĆ POKONANY!
W nocy z trzydziestego pierwszego października na pierwszego listopada Sami-Wiecie-Kto zaatakował posiadłość Potterów w Dolinie Godryka, po czym zamordował ich. Potem próbował również zabić Harry’ego, ich rocznego syna. Z niewyjaśnionych przyczyn mały czarodziej przeżył zaledwie z blizną w kształcie błyskawicy na czole, a najpotężniejszy czarnoksiężnik wszech czasów zniknął. Chwalmy Harry’ego, Chłopca, Który Przeżył! Więcej na stronie od drugiej do trzeciej oraz od piątej do dwudziestej.

ZDRADZIŁ PRZYJACIÓŁ I DOSTAŁ DOŻYWOCIE W AZKABANIE!
Syriusz Black, najlepszy przyjaciel Potterów, zdradził ich Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymieniać, a potem zabił Petera Pettigrew oraz dwunastu mugoli...
Więcej na stronie czwartej.

- Co to się porobiło... Lily i James nie żyją z rąk Voldemorta, Syriusz zamordował Petera i trafił do Azkabanu, Remus się załamał, a Serena uciekła... – szeptała do siebie niebieskooka. Stanęła przed czarno - białą fotografią i wpatrywała się w te wesołe, roześmiane twarze. Oczy zaszkliły jej się. Już miała się rozpłakać, gdy coś pociągnęło ją za kawałek spódnicy. Spojrzała w dół i ujrzała własnego synka, który był ubrany w granatową bluzeczkę, czerwony sweterek i dżinsy.
- Czy tak dobrze? – spytał malec.
Kobieta westchnęła i usiadła na kanapie. Zakryła twarz dłońmi, by ukryć łzy. Po chwili poczuła dwie małe dłonie na swoich kolanach.
- Gniewasz się? – usłyszała smutny głos czterolatka. Camilie podniosła wzrok na niego, po czym przytuliła go.
- Nie, kochanie. Wiesz, musimy pokazać wujkowi Jamesowi i cioci Lily, że będziemy za nimi tęsknić i o nich pamiętać..
- A gdzie oni są? – zapytał brunet. Nie rozumiał słów skierowanych do niego.
Jego mama chwilę się zastanawiała, a moment później wyciągnęła palec ku górze.
- Na dachu? – zdziwił się Wiktor.
- Nie. – czarnowłosa zaśmiała się cicho, wbrew woli, po czym wzięła dziecko na ręce i podeszła do otwartego okna. – Widzisz te chmury?
- Widzę.
- Oni są właśnie tam, w niebie. Mogą robić, co chcą i niczego im nie brakuje. Teraz już rozumiesz? – spytała, a malec kiwnął przytakująco. Postawiła go na podłodze i leciutko popchnęła w stronę małego pokoiku. – Idź teraz do tatusia i pozwól mu się ubrać odpowiednie do tej okazji.
Czterolatek spojrzał na matkę, potem na drzwi do swojego pokoju i poszedł do niego, wołając „Tato! Tato!”.

Słońce znikało za widnokręgiem, sprawiając, że niebo przybierało przeróżne barwy. Księżyc już szykował się na zmianę warty z nim.
Tymczasem w Dolinie Godryka trwał pogrzeb. Na polanie stał biały, marmurowy pomnik. Wokół niego zgromadził się spory tłum, ubrany na ciemno ze smutnymi minami. To wszystko nadawało bardzo przygnębiający nastrój.
Lily i James Potterowie byli dla jednych sławnymi i bardzo dobrymi aurorami, a dla innych wspaniałymi przyjaciółmi.
Wśród tej drugiej grupy była pewna para, również ubrana na czarno, jak reszta zgromadzonych.
Jedynie mały czterolatek, który stał z nimi, nie zdawał sobie sprawy z ważności wydarzenia. Trzymał swojego tatę za rękę, ciągle się odwracał i rozglądał dookoła. Najwyraźniej się nudził i szukał jakiegoś ciekawszego zajęcia. Pewnie je dostrzegł, bo oddalił się od rodziców, a oni byli tak pochłonięci pogrzebem przyjaciół, tak przygnębieni, tak zamyśleni, że tego nie zauważyli.
Goście zaczęli się powoli rozchodzić. Podchodzili po kolei do pomnika i zostawiali obok niego wieńce. Dopiero wtedy można było zobaczyć, kto przyszedł. Przeróżni czarodzieje z Ministerstwa Magii, malutki Neville ze swoją babcią, Remus, wielu nieznajomych ludzi oraz gapiów, koledzy ze szkoły, dziennikarze, personel hogwarcki, w tym Albus Dumbledore, Minerwa McGonagall, Rubeus Hagrid, znajomi Potterów, którzy przeżyli wojnę z Voldemortem, czarodzieje, którzy chcą złożyć hołd ostatniej ofierze Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać oraz rodzicom Chłopca, Który Przeżył, a nawet zjawił się sam Minister Magii.
Wcześniej wspomniane małżeństwo również położyło już kwiaty, ale czarnowłosa kobieta stała jeszcze przez chwilę i patrzyła nieobecnym wzrokiem na wygrawerowany napis na grobie. Łzy spływały jedna po drugiej po zarumienionych policzkach. Każda zostawiała na nich mokry ślad.
Poczuła, że coś szarpie jej lewy rękaw od żakietu. Spojrzała w dół i ujrzała swojego synka w zabłoconych bucikach, ale z uśmiechem na twarzy.
Niebieskooka tak się zamyśliła, że nie zauważyła, że zaczął padać deszcz.
- Mamo, kiedy odwiedzimy ciocię Serenę? – spytał się malec.
- Ale, kochanie, my nie wiemy, gdzie ciocia mieszka. – odpowiedziała mu matka, nie ukrywając smutku.
- To sama się jej spytaj. – nim się spostrzegła, dziecko prowadziło ją za rękę w tylko sobie znane miejsce.
Po chwili jednak zauważyła w oddali tajemniczą sylwetkę. Gdy się przyjrzała dokładniej, zobaczyła znajome, długie, brązowe włosy wystające spod kaptura, które powiewały lekko na chłodnym, jesiennym wietrze.
Serena, bo to właśnie ona była tą tajemniczą postacią, powoli odchodziła już z uroczystości. Weszła pomiędzy drzewa, a tam zniknęła.
Camilie z Wiktorem podążali jej śladem. Gdy doszli do lasu, ujrzeli po raz ostatni młodą Dumbledore, ponieważ po chwili zniknęła, a powietrze przeszył trzask, towarzyszący deportacji.



Za oknem prószył śnieg. Białe płatki wirowały na wietrze. Temperatura spadła do kilkunastu stopni poniżej zera, dlatego na szybach osiadał się szron. Tworzył na nich przepiękne obrazki, które były mniej lub bardziej wyraźne, przez co pobudzały wyobraźnię. To właśnie była przepiękna twórczość matki natury.
Ostatni miesiąc w roku właśnie przekroczył półmetek i wszyscy przygotowywali się do obchodzenia świąt. W domostwach trwało ogromne zamieszanie. Każdy członek rodziny krzątał się, sprzątał, gotował oraz robił wiele rzeczy, które miały umilić spędzenie tego cudownego okresu.
Daniel uwielbiał każdą okazję, by być blisko rodziny i sprawić im, choć odrobinę radości. Mimo że przy organizacji wspaniałych chwil nie miało się czasu i było dużo pracy, to cieszył się jak małe dziecko, że wkrótce uszczęśliwi kogoś oraz będzie mógł spędzić czas z najukochańszymi dla niego osobami. Miał tak dobry humor, że aż chciało mu się śpiewać, ale powstrzymał się. W pewnej chwili napadła go dość dziwna i trochę dziecinna myśl. Przyszła mu ochota na wygłupy. Zakradł się do kuchni najciszej jak mógł i już miał przestraszyć żonę, która odstawiała naczynia do szafki, lecz ta się nagle odezwała.
- Daniel, jeśli myślisz, że cię nie słychać, to się mylisz. Nawet nie próbuj mnie przestraszyć, bo to się może źle skończyć. - rzekła czarnowłosa.
Szatyn zrobił minę zbitego psa i już miał odejść, gdy wpadł mu do głowy pewien pomysł. Wprawdzie nie przestraszy niebieskookiej, ale ją rozkojarzy, a to też ma swoje skutki. Podszedł do niej i objął ją, po czym pocałował w szyję.
Camilie stanęła nieruchomo i przez przypadek upuściła talerze, które roztrzaskały się o podłogę. W ogóle się tego nie spodziewała. Spojrzała na kawałki naczyń, które leżały w przeróżnych miejscach i mina jej zrzedła.
- Czy ty już nie masz, co robić? - spytała, lecz w jej głosie nie było słychać złości, ale rozbawienie. Machnęła różdżką, w celu naprawienia talerzy, ale porcelanowe kawałki złożyły się w jedną, dużą całość, tworząc jakąś dziwną figurkę.
- Widzisz, co zrobiłeś? Wytrąciłeś mnie z równowagi.
- Może lepiej ja się tym zajmę. Reparo. - po chwili mężczyzna naprawił wszystkie szkody. Uśmiechnął się figlarnie. Misja się udała znakomicie, dlatego był dumny z siebie. Jednak to zadowolenie zniknęło, gdy spojrzał na swoją żonę, która miała surową minę.
- Miałeś wziąć Wiktora i pójść na dwór ozdobić dom. – skrzyżowała ręce na piersiach. Jak zwykle jej mąż myśli o głupotach, a nie obowiązkach.
- Już skończyłem.
- A mam iść sprawdzić?
- Wiktor! Ubieraj się! Idziemy na dwór! – Daniel wołał swojego syna, wychodząc z kuchni. Lepiej się z nikim nie kłócić, a zwłaszcza teraz.
- Ech, ci mężczyźni... – szepnęła do siebie czarnowłosa i roześmiała się cicho. Cała ta sytuacja ją rozbawiła i to bardzo.

- Śnieg! – zawołał uradowany malec, po czym położył się na białym puchu.
- Wiktor, bo będziesz chory, a potem mama żyć mi nie da! Wstawaj! – Daniel wziął dziecko za rączki i podniósł.
- No dobra, to jak stroimy dom w tym roku? – spytał czarnooki, rozglądając się nie wiadomo, za czym.
- Ja wiem! Ja wiem! Cukierkami! – czterolatek już wyobrażał sobie, co zrobi z tymi wszystkimi słodyczami a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie, nie, nie. Nie ma nawet o tym mowy. Gdzie są lampki?
- Na strychu.
- A łańcuchy?
- Na strychu.
- A...
- Na strychu. – Wiktor nie posiadał się ze szczęścia, że wie więcej, niż jego tata. W końcu on jest dorosły, a Wikuś jeszcze nie.
- Poczekaj, ja się o nic nie pytałem. Chcialem ci pokazać tę sowę, która leci do nas. – szatyn uniósł rękę i pokazał na ptaka, który właśnie zamierzał lądować. Po chwili zapukał w okno domu, przed którym stało dwóch ludzi i wleciał do środka wpuszczony przez kogoś.
- Ozdobimy potem. Może ktoś z nas dostał list? – rzekł Daniel, wziął malucha za rączkę i udali się do swojego domostwa.

Zdziwienie Camilie z każdym słowem było coraz większe. Nie mogła uwierzyć w to, co czyta. Ręce jej się trzęsły, a serce podeszło do gardła. Spojrzała na mały zegar z kukułką, który wisiał na ścianie po jej prawej stronie. Mała wskazówka była na piątce, a duża na jedynce. Nie czekając ani chwili dłużej, chwyciła płaszcz i już chciała wyjść, gdy spotkała męża z dzieckiem.
- Gdzie idziesz? – spytał, ściągając czapkę z głowy syna.
- Muszę wyjść. Przypilnuj Wiktora.
- Może...?
- Nie, nie musisz iść.
- Masz...?
- Mam. To pilne. – nie mówiąc już nic, wyszła z domu.
- Kiedyś twoja mama wpędzi się w kłopoty, zobaczysz. – rzekł Daniel do malca. – To co robimy?

Szła bardzo szybko, wręcz biegła, przez śnieg. Przeklinała pod nosem każdą przeszkodę, która stawała jej na drodze. Dlaczego akurat teraz się o tym dowiedziałam? Czemu nie wcześniej albo później? Na te pytania nie znała odpowiedzi. W końcu stanęła w miejscu i wyciągnęła z kieszeni wygnieciony świstek papieru. Odczytała adres i już po chwili zrobił się wielki huk. Na bułgarskich ulicach znów była pustka, nie było już nikogo, tylko wiatr cichutko gwizdał.

Szatyn stał i przypatrywał się swojemu dziełu. W końcu skończył ozdabiać dom. Musiał przyznać, że szybko się z tym uwinął i nawet nieźle mu to wyszło. Przecież nie każdy facet by tak potrafił.
Wiktor, znudzony patrzeniem się na dekorowanie „czterech ścian”, lepił bałwana. O tak, to było o wiele ciekawsze! Dodał tylko ostatni szczegół i już mógł podziwiać swój twór, o wiele lepszy, niż ten jego taty.
- Kto to jest? – zapytał Daniel, przyglądając się małej figurce z każdej strony.
- Gucio. – malec usiadł na ziemi, wziął garść śniegu i lepił kulkę.
- Kto to jest Gucio?
- Kot.
- Ale my nie mamy kota. – zdziwił się mężczyzna. Dziwnie się czuł, gdy nie wiedział, o co chodzi.
- Nie lubię kotów. – Wiktor rzucił śnieżką w bałwanka, a jego główka spadła.
Daniel wzruszył ramionami i wolał już o nic nie pytać. Wziął synka za rączkę i udali się do domu na kakao.

Znajdowała się w Londynie. Rozglądała się dokoła, próbując się zorientować w terenie. Te stare, ale śliczne kamieniczki, lampy nadal zapalane przez latarników i samochody, przejeżdżające, co jakiś czas.
- Jak ja tu dawno nie byłam, ale nic się nie zmieniło... Tyle czasu, ach. – westchnęła czarnowłosa. Ujrzała fontannę, połyskującą lodem i szronem. W zimę była nieczynna, ponieważ woda w niej, by zamarzła. Pobiegła do niej, ile miała sił w nogach. Nie obchodziło ją, że wiatr wieje jej prosto w oczy i mocno muska policzki. No i ten chłód... Ale w Bułgarii było o wiele zimniej, więc zdążyła przywyknąć. Miała nadzieję, że to tam odbędzie się spotkanie i nie będzie musiała czekać, ale przeliczyła się. Nie zastała nikogo. Jednak tuż po chwili podeszła do niej opatulona po brzegi postać. Zdjęła kaptur. Długie, brązowe włosy i łagodne, niebieskie oczy zauważało się od razu. Kobiety rzuciły się sobie w ramiona oraz rozpłakały się ze wzruszenia.
- Cami, tyle czasu! Ale się zmieniłaś... – Serena nie mogła się opanować.
- Za to ty wcale. Wciąż jesteś tą samą Sere, która chodziła po hogwarckich korytarzach. Gdzie się podziewałaś? Dlaczego uciekłaś? Jak ułożyłaś sobie życie? Czy...?
- Spokojnie, wszystko w swoim czasie. Chodź, pójdziemy do mnie. Nie będziemy stać na tym mrozie.
Przyjaciółki udały się główną ulicą w stronę przedmieścia. Szczęśliwe, że spotkały się po latach, nie zawracały sobie głowy jakimiś błahostkami, które działy się dokoła nich. Po drodze brunetka opowiadała czarnowłosej o tym, co się zmieniło, a co nie.

Drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia weszli dwaj osobnicy płci męskiej. Rozebrali peleryny, czapki, szaliki i buty, po czym udali się do kuchni. Nie zauważyli, że nanieśli pełno śniegu, który z biegiem czasu zamienił się w wodę i błoto.
- Wiktor, przynieś mleko. - powiedział szatyn, wyciągając metalowy garnek z szafki i stawiając go na blacie. Po chwili dostał to, czego chciał.
Malec nalał to, co trzymał w rączkach do naczynia, przy czym porozlewał na boki. Jednak nie przejął się tym. Gdy sięgał po puszkę z kakao, wypadła mu ona z rączek i trochę jej zawartości rozsypało się na podłodze. Na szczęście coś jeszcze zostało, więc obaj panowie mogli sporządzić napój.
Po swojej przygodzie kulinarnej postanowili spróbować swoich zdolności w sztuce malowania palcami. W tym celu przygotowali dwie kartki, farby, pędzle i kubek wody. Pomazali sobie dłonie, po czym odciskali na papierze. Mały Wikuś zauważył, że jego kartka jest już zamalowana, więc zabrał się za dekorowanie ścian własnymi rączkami. Tak, to było to. Daniel, gdy to zobaczył, również przyłączył się do zabawy.

Czarnowłosa rozejrzała się po pomieszczeniu. Niby zwykły mugolski dom pełen jakichś dziwactw. Dla kogoś nie magicznego, to normalny pokój z normalnymi rzeczami. Jedyne, co tu nie pasowało, to Serena. Co utalentowana córka wielkiego Albusa Dumbledore’a robi tutaj? Mieszka, dobra, ale czemu akurat tutaj?
- W liście wspominałaś coś o jakimś Thomasie... – zagadała czarownica. Jej przyjaciółka roześmiała się serdecznie oraz odgarnęła kosmyk kasztanowych włosów za ucho.
- Nie, to nie tak. Cami, poznaj Samuela Thomasa, mojego męża. – niebieskooka aż upuściła filiżankę, którą trzymała w ręce.
- To, dlatego uciekłaś?! Nie mogę uwierzyć... Serena, jak mogłaś?!
- Wszystko ci wyjaśnię, spokojnie. Samuel, to jest Camilie Ho... przepraszam, Krum. Ciągle mi się to myli. Nie mogę się przyzwyczaić. Ale to nie koniec niespodzianek. – brunetka wstała, po czym udała się do jakiegoś pokoju. Przyniosła z niego małe dziecko, które trzymała na rękach.
- To jest Amanda, twoja chrześniaczka.

Cieszyła się, że ten dzień już się kończy. Za dużo wrażeń, oj za dużo... Widziała, jak udekorowano dom. Gdy weszła do środka, zobaczyła pobojowisko. Wszystko brudne. Całe jej świąteczne sprzątanie poszło na marne. Szukała sprawców tego bałaganu. Weszła do salonu i ujrzała jej dwóch chłopców, śpiących słodko na kanapie, ubrudzonych farbami, ale z uśmiechem, wtulonych w siebie. Nie miała serca ich budzić. Wzięła natomiast różdżkę w rękę i udała się ogarnąć trochę ten nieład.


Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Nie 11:52, 14 Sty 2007 

Dusia
Gaduła


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 193
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z błękitnego nieba

 
 
 

ładne;)

Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Nie 15:34, 14 Sty 2007 

Isilianos
No! Wzorowy!


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Anterii

 
 
 

kogo tam błędy interesują... ślicznie:D

Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Nie 18:50, 14 Sty 2007 

Adolescente
Rozmowny


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Dziękuję bardzo Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Czw 19:03, 15 Mar 2007 

Adolescente
Rozmowny


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Przepraszam bardzo, że post pod postem, ale jak będzie Lilith, to prosiłabym o skasowanie tego tematu, dobrze...?

Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Czw 22:22, 15 Mar 2007 

Leilanii
Gaduła


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Dlaczego?

To przecież jest takie śliczne... Smile Co prawda nie zrozumiałam dlaczego Serena uciekła... Co takiego jest w tym Thomasie?
Ale i tak było miłe dla serca...


Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Sob 15:02, 17 Mar 2007 

Adolescente
Rozmowny


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Nie zrozumiałaś, bo to miało być wyjaśnione później, a z tym Thomasem...

No nie ważne.
To opowiadanie przypomina mi przeszłość.
Blogi i wszystko, co dotyczyło tego opowiadania, skasowałam.
W takim razie pozostaje tylko to i chcę, by też zostało skasowane.


Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Czw 20:23, 24 Maj 2007 

Leilanii
Gaduła


Dołączył: 25 Gru 2006
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Wiesz.... To do Lunatyczki z takimi prośbami Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 PostWysłany: Śro 10:49, 07 Sty 2015 

twojtyp



Dołączył: 07 Sty 2015
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

 
 
 

Piękne opowiadanie. Gratuluję

Post został pochwalony 0 razy

 
Zobacz profil autora
 Forum Opisywać świat Strona Główna -> Z szuflady
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Skocz do:  

 Opcje
 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1
 
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wyświetl posty z ostatnich:   
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Illusion template v.1.0.2 © Jasidog.com
Powered by phpbb, copyright the phpbb group Template by jasidog.com
Regulamin